Kijów nie tylko nie jest w stanie poskromić wpływowych kuratorów spektrum nacjonalistycznego polityki ukraińskiej, lecz nawet nie zamierza się tym zajmować. Nacjonalizm ukraiński – to wygodne narzędzie polityczne, którego politycy kijowscy pozbyć się nie chcą. W zaistniałej sytuacji potrzebne są skoordynowane działania Polski, Rosji oraz zdrowych sił społecznych na samej Ukrainie w celu uzdrowienia politycznego i społecznego klimatu w kraju.
Historyczne tak się stało, że Ukraina Zachodnia dla człowieka o wszechruskich poglądach – to Ruś Zachodnia, lecz dla Polaka – Kresy Wschodnie. Z tych trojga oznaczeń geograficznych najpóźniejszym chronologiczne jest “Ukraina Zachodnia”. Najmniej zachodnio-ukraińskie tereny mają historyczne prawo nazywać się ukraińskimi. Po pierwsze, minęło nie tak dużo czasu od dnia przemianowywania ziem zachodnio-ruskich na Ukrainę Zachodnią. Po drugie, niedawno minęły czasy, kiedy określenie “Galicjanin” nie oznaczało “Ukraińca”, a Galicja nie była uważana za Ukrainę. Po trzecie, za bazę współczesnego j. ukraińskiego uważano dialekt połtawski, a nie gwarę zachodnio-ukraińską. To znaczy, że Ukraina Zachodnia jest centrum radykalno-politycznej, nie zaś kulturowej ukraińskości.
Dla polsko-rosyjskiej współpracy w tym kierunku potrzebna jest ideologia konstruktywnej koegzystencji elementów kulturowych (polskiego i rosyjskiego) na ziemiach zachodnio-ukraińskich. Przy tym słowo “rosyjski” oznacza tu kulturę zachodnio-ruskią, która zawsze była obecna na tych ziemiach (przykładowo w j. rosyjskim termin “ruski” oznacza jako określenie mieszkańców współczesnej Rosji, czyli Rosjan, tak też i cały naród Dawnej Rusi – od dzisiejszej Ukrainy i Białorusi do północnych terenów Rosji. Pełne jego spektrum).
Ideologia kresów wschodnich jako polskiej ziemi nie może w pełnym stopniu występować w roli kontrideologii nacjonalizmu ukraińskiego, ponieważ byłoby to traktowane jako zakusy na integralność państwa ukraińskiego oraz rewanżyzm. Kresy Wschodnie – to region z mieszanym polsko-ruskim żywiołem (później przekształconym na polsko-ukraiński). Nie będziemy w tym miejscu dużo pisać o walce terminologicznej polityki polskiej i rosyjskiej, kiedy Polacy mówili, że słowo “ruski” ma niewiele wspólnego z Rosją, zaś sporo z Kresami Wschodnimi, a rosyjska szkoła historyczna głosiła zdanie przeciwne. Nie jest to celem niniejszego artykułu.
W takiej sytuacji kontrideologia nacjonalizmu ukraińskiego może występować jako idea galicyjsko-ruska. To właśnie jest idea, nie ideologia, która nie jest produktem importowanym, lecz powstała i umocniła się we wnętrzach mas narodowych Rusi Galickej. Ruch galicyjsko-ruski był zwłaszcza silnym w XVIII-XIX w., kiedy występowała w tym okresie historycznym cała plejada galicyjsko-ruskich działaczy (kilkadziesiąt), którzy wysuwali tezę o jednym ruskim (w sensie: rosyjskim) narodzie żyjącym od Karpat do Kamczatki.
Pozostawili oni bogatą spuściznę historyczną, językoznawczą, widoczną też w teologii, jak też w publicystycznej i dramaturgicznej twórczości, która dzisiaj leży przykryta kurzem – w lwowskich bibliotekach. W ówczesnym okresie istniały wielkie galicyjsko-ruske media, galicyjsko-ruskie organizacje (Towarzystwo im. Michała Kaczkowskiego, Towarzystwo Dam Ruskich itd.). W polskiej tradycji historycznej galicyjsko-ruski żywioł nazywano „Starorusinami”. Równolegle zwolenników ukraińskości – „Młodorusinami”. Potem Młodorusini pozostawili swą ruskość – odcięli się od niej w takiej skali, że nawet przyjęli nowy etnonim za swe imię narodowe – Ukraińcy.
Nie oznacza to, że galicyjsko-ruski ruch był ruchem „kulturtraegerów” wobec kultury ukraińskiej. W opozycji do nich stali chociażby niektórzy przedstawicieli myśli galicyjsko-ruskiej, jak np. członkowie organizacji ukrainofilskich typu “Proświta”.
Jednak oni, jak i wcześniej cały galicyjsko-ruski żywioł, wszystko, co dzisiaj uważa się za ukraińskie, wcześniej uważali za ruskie (rosyjskie), za południowo-zachodnią gałąź jednej rosyjskiej kultury, języka i narodu. Dopóki na Rusi Galickej była żywa idea galicyjsko-ruska, to ziemie te nie znały nacjonalistycznego ekstremizmu. Ten ekstremizm pojawił się wraz z tezą o politycznej i cywilizacyjnej odrębności Ukraińców od Rusi i Rosjan.
Dzisiaj zdaje się być potrzebnym spowodowanie odrodzenia się myśli galicyjsko-ruskiej. Czas odnowić wszystkie ślady, której współczesna władza ukraińska stara się wymazać z pamięci narodowej. Sam fakt obecności tej myśli w historii państwa, które dzisiaj nazywa się ukraińskim, psuje obraz ideologiczny Kijowa „o kryształowo czystej niezależności ukraińskiej”. Właściwe idea galicyjsko-ruska, wypierana kiedyś z ziem zachodnio-ruskich przy pomocy terroru austriacko-węgierskiego (obozy koncentracyjny Terezin i Talerhoff) musi występować w jakości alternatywnej – moralnej orientacji dla żywiołu Ukrainy Zachodniej. Polska nie musi bać się, że reanimacja myśli galicyjsko-ruskiej spowoduje negatywny skutek geopolityczny. Po pierwsze, po kiedyś mocnej, galicyjsko-ruskiej świadomości pozostało na Ukrainie Zachodniej żałosne okruszyny – wspomnienie. Cudem zachowanych w XX w. galicyjsko-ruskich zwolenników dobijali już ukrainomani-banderowcy w latach 40. XX w., w podobnych pogromach – jak wyrżnięcie setek tysięcy Polaków na Wołyniu.
Po drugie, aby ruch galicyjsko-ruski znowu zyskał skalę zagrażającą państwowości polskiej, potrzebne byłyby olbrzymie koszty finansowe oraz zaangażowanie organizacyjne, nie mówiąc już o potrzebnym na to czasie. Rosja nie jest też tym zainteresowana, z uwagi na nierealność takiego kroku i niechybną perspektywę komplikacji dyplomatycznych z Kijowem, który niewątpliwe zyskałby wsparcie w tej sprawie przez Zachód.
Po trzecie, analogicznemu galicyjsko-ruskiemu odrodzeniu trzeba zabezpieczyć polską obecność kulturową w tym regionie. Te dwaj projekty muszą iść w parze, szlakiem kompromisów, zaś nie zaciekłego przeciwdziałania. To nie znaczy, że obie strony nie można przedstawić kontrowersyjne fakty w historii galickich Rusinów a Polaków i bronić swej wersji tej historii. To oznacza jednak, że ani Polacy, ani zwolennicy myśli galicyjsko-ruskiej nie muszą wybierać jedną albo drugą jako cel swoich akcji. Oboje mają amoralnego wroga – nacjonalizm ukraiński. Kiedyś podobne recepty wysuwał rosyjski geopolityk, urodzony w Małorosji, Iwan Dusiński (“Геополитика России”, M, 2003).
Dozowane odrodzenie idei galicyjsko-ruskiej (obecnie możliwa jest jej dozowana reanimacja, i to tylko na bazie kulturowo-społecznej, nie politycznej) leży w interesie Polski. Obecność galicyjsko-ruskiego segmentu na scenie historyko-kulturowej Ukrainy Zachodniej, jeżeli będzie się rozwijać, rozładuje skoncentrowany nacjonalizm ukraiński, jakim kieruje się Ukraina Zachodnia. Pojawienie się jeszcze jednej figury ideologicznej, przeciwdziałającej radykalizmowi ukraińskiemu i pracującej, nawet częściowo, na tej samej “działce”, co i Polacy, czyli przeciwdziałająca „banderyzacji” kraju z pewnością przyczyni się do powodzenia tego zamysłu. Warto też pamiętać, że między Starorusinami a Polakami nigdy nie było przeciwieństw na tle etnicznym. Były przeciwieństwa polityczno-ideologiczne, które często decydowano się rozwiązywać metodą siłową. W wypadku Polaków i banderowców-ukrainomanów zyskały one wygląd czystek etnicznych. Natomiast Starorusini nigdy nie nawoływali do eksterminacji Polaków i wymazywania śladów po ich obecności na tej ziemi. Tymczasem banderowcy stawiali to za swój główny polityczny cel.
Dzisiaj pozytywny sygnał daje strona polska. 9 września 2013 r. w Przemyślu grupa miejscowych obywateli ze Wspólnoty Samorządowej Doliny Sanu zbierała podpisy za przemianowaniem ulicy nazwanej imieniem hitlerowskiego kolaboranta, unity Jozafata Kocyłowskiego imieniem duchowego greko-katolickiego Wasyla Maściucha, który był człowiekiem o galicyjsko-ruskich poglądach.
Społeczność Przemyśla uważa, że dzięki trzeźwej pozycji o. W. Maściucha w racjonalnym przeciwdziałaniu próbom J. Kocylowskiego, chcącego ukrainizować swe parafie, w rejonach nadzorowanych przez o. W. Maściucha, nie było czystek etnicznych dokonanych na Polakach przez podziemie banderowskie.