W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na sam kraj pochodzenia nowego Przewodniczącego. Polska, bez przerwy, od 25 lat (a więc również przez cały okres swojego członkostwa w UE) jest rzecznikiem interesów amerykańskich w regionie środkowoeuropejskim, jak i związania Europy z USA poprzez wzajemne uzależnienie obu bytów systemem sojuszy i umów – zarówno w warstwie obronno-militarnej, jak i ekonomicznej. Niestabilność polskiej sceny politycznej nie przekłada się na „status quo” kierunków polityki zagranicznej. Zarówno polscy socjaldemokraci, liberałowie, jak i konserwatyści realizują bardzo podobny scenariusz. Rządząca od 7 lat Platforma Obywatelska pod przewodnictwem Donalda Tuska, powierzyła Ministerstwo Spraw Zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, związanemu niegdyś z American Enterprise Institute, a jak twierdzą niektórzy – z brytyjską agenturą (mowa o czasach interwencji radzieckiej w Afganistanie). W rzeczonym okresie rządów w Polsce obserwowaliśmy antyrosyjską wersję Partnerstwa Wschodniego, która jest zresztą jedną z przyczyn obecnej destabilizacji Ukrainy.
Właśnie w tej ostatniej sprawie można domyślać się, iż D. Tusk, nawet jako figura reprezentacyjna, będzie wykorzystywał dane mu forum publiczne do prezentowania agresywnego stanowiska Polski w sprawach wschodnich, jako stanowiska Unii Europejskiej lub co najmniej wywierał wpływ na formułowanie go w ten sposób.
Rola powiernika USA, jaką starannie realizują kolejne rządy polskie, może mieć również kluczowe znaczenie dla powodzenia negocjacji TTIP (umowa o wolnym handlu UE–USA). Tutaj wprawdzie D. Tusk nie będzie posiadać, aż tak znaczących kompetencji, ale również będzie jedną z twarzy porozumienia – o ile do niego dojdzie. Trzeba nadmienić, że TTIP może być ratunkiem dla pogrążającej się w kryzysie gospodarki Stanów Zjednoczonych jako chłonny rynek zbytu dla głównie amerykańskich towarów. Najbardziej natomiast zagrożone negatywnymi konsekwencjami tej umowy są europejskie kraje o dodatnim bilansie gospodarczym, oraz producenci i eksporterzy z nich pochodzący. Tu również znaczenie może mieć fakt, iż nowy Przewodniczący Rady Europejskiej (przynajmniej teoretycznie) niewiele ryzykować będzie w tym konkretnym aspekcie dla kraju, z którego pochodzi.
Pytaniami otwartymi są zaś te o politykę rozszerzenia Unii Europejskiej i ewentualny rozwój potencjału obronnego wspólnoty. W tej pierwszej kwestii, UE wydaje się być „przyduszona” i niezdolna do dalszego rozszerzania. Jednakże kończący swoje urzędowanie Prezes Rady Ministrów RP może kontynuować politykę „zbliżenia” z zarządzaną przez nacjonalistyczną oligarchię Ukrainą. W przypadku polityki obronnej, D. Tusk może natomiast wykorzystać propagandowy wydźwięk swojej funkcji jako nacisk na Stany Zjednoczone w celu wymuszenia zaangażowania militarnego NATO w regionie środkowoeuropejskim, w tym zwłaszcza w Polsce lub też inicjować zaangażowanie w tej materii państw członkowskich Unii Europejskiej.
Wszystko jest jednak zależne od innych podmiotów, stojących ponad Przewodniczącym Rady Europejskiej. Pierwsze kroki i zapowiedzi nowych notabli pozwalają przypuszczać luźną kontynuację polityki poprzedników tj. stosowania i rozszerzania sankcji gospodarczych na Federację Rosyjską. Niestety opcja wstrzymania wsparcia dla ukraińskich „puczystów” raczej nie istnieje, a to mogłoby być kluczem do deeskalacji napięcia na linii Unia Europejska-Rosja. Być może całe szczęście, że decyzyjnym w tej sprawie nie będzie D. Tusk.